Bardzo długo nie było mnie na moim blogu.Nie dlatego, że tego nie chciałem, czy że mi się znudził, ale dlatego,że w moim życiu zaszły wielkie zmiany.One są przyczyną zaniedbania blogu.Na początku planowałem dokonywać regularnych wpisów o interesujących mnie sprawach, a jest o czym pisać.Ale życie biegnie własnymi ścierzkami, zmusza nas do dokonywania korekty naszych planów.Nie zawsze dzieje się to po naszej myśli, tak jakbyśmy tego chcieli.Są jednak i takie zdarzenia, mimo iż nie planowane, to gdy się wydarzą i przewrócą nam świat do góry nogami, zniweczą nasze zamierzenia, nie chcielibyśmy za żadne skarby świata by zniknęły, albo, żeby w ogóle nie miały one miejsca.Wprost przeciwnie, jesteśmy wdzięczni losowi, że był dla nas tak łaskawy i obdarzył nas czymś co wprawia nas w ten błogi nastrój uniesienia.Miłością.
W swoim życiu tak na prawdę jeszcze nigdy nikogo nie kochałem, poza matką i babką, ale to jest inny rodzaj miłości.Tak jak jeszcze innym jest miłość do ulubionych piosenkarzy, czy aktorów, często do przedmiotów.W szkole podstawowej byłem pod urokiem kolegi, Kamil miał na imię,często mówiłem, że to była moja pierwsza miłość, ale czy aby na pewno?Od tamtych czasów upłynęło wiele lat, a ja żyłem z dnia na dzień , nie myśląc o jakichkolwiek związkach.Jednym z powodów była moja orientacja seksualna, strach przed opinią publiczną, rodziną, niewiara w możliwość znalezienia partnera.Nie chciałem żyć w kłamstwie, więc nie szukałem też dziewczyny.Wiem ,że wielu, jeśli nawet nie większość gejów tak czyni.Żenią się , zakładają rodziny i udają kogoś kim nie są.Są nieszczęśliwi.Czynią tak aż do momentu gdy ich natura daje o sobie tak silnie znać,że muszą dopuszczać się zdrady i szukać przelotnych romansów z mężczyznami, głównie na jedną noc, czasami na dłużej.Niekiedy te znajomości przeradzają się w coś więcej.Dochodzi spóźniony głos rozsądku i następuje rozstanie z żonami , które jednak nadal nie znają przyczyny.Nieliczni wyznają im prawdę.Ja tak bym nie chciał.Nie rozumiem ludzi tak postępujących.Krzywdzą siebie i innych, rodziny, dzieci.Powinni, choć wiem, że to nie jest łatwe, stawić czoła swemu wnętrzu, naturze i postarać się być sobą.Gdybyśmy tak robili byłoby wszystkim łatwiej. Nam, gejom, w znalezieniu partnerów, a otoczeniu, w tym rodzinom, przyjaciołom, sąsiadom w akceptacji nas.Jest nas wielu.Raport Kinsleya mówił na początku lat 50 o 10 % gejów wśród mężczyzn i 5 % lesbijek wśród kobiet.Zważywszy, że kobiet i mężczyzn jest mniej więcej tyle samo daje to około 7,5 % osób homoseksualnych w całej populacji, bez względu na długość , czy szerokość geograficzną .Co to oznacza?Nawet jeśli zmniejszymy dla ostrożności ten procent do 5, w samej Polsce da to nam 1, 9 miliona ludzi!Więcej niż mieszka w Warszawie.W Unii Europejskiej otrzymamy ponad 25 milionów!, a na całym świecie około 340 milionów!!!Dodajmy do tego rodziny tych osób, matki, ojców, braci, siostry,dziadków, przyjaciół itd.Liczby te powiększą się kilkakrotnie.Może się okazać, że większość z nas zna osoby homoseksualne.Stąd tylko krok do zrozumienia i akceptacji.
Ja miałem okresy w swoim życiu zwątpienia kim jestem, ale to mam już za sobą.Pogodziłem się nawet z myślą ,że będę sam do końca moich dni.Przerażało mnie to, ale byłem gotowy na dźwiganie tego krzyża.Uznałem, że najlepsze lata straciłem i ,że teraz nie będę w stanie zainteresować swoją osobą nikogo.Lata lecą, człowiek przyzwyczaja się do pewnych sytuacji, nabiera określonych nawyków, które potem mogą okazać się przeszkodą nie do pokonania w stworzeniu związku z drugą osobą.Samotność wpędza nas w przygnębienie.Szepcze nam do ucha nie mądre rzeczy.Utrwala nas w przekonaniu o naszej nieatrakcyjności, podkreśla nasze wady fizyczne i mentalne.Robi wszystko, aby nas przy niej zachować.Bo jest samolubna i nie liczy się z nami.
Bądźmy jednak od niej inteligentniejsi.Kierujmy się tu rozumem, a nie przesądami, stereotypami, lękami.Bo one są często przerysowane, wyolbrzymiane.Każdy człowiek to zbiór określonych cech charakteru i ciała.One współgrają ze sobą.Każda a tych cech ma swego odbiorcę.Najlepiej, gdy obie tego samego.Wówczas pojawia się zainteresowanie, a potem przy sprzyjających okolicznościach uczucie.Czasami wystarczy tylko odbiorca jednej cechy, ale jest ona tak silna, że uzupełnia braki drugiej.Jest jednak rzeczą pewną, że każdy z nas może być obiektem miłości.Dajmy tylko jej szansę.Nawet jeśli nie wierzymy w powodzenie naszych poszukiwań, rozpocznijmy je, a już niebawem to najwspanialsze z uczuć może być naszym udziałem.Dajcie się pozytywnie zaskoczyć.
Ja dałem.Chciałem znaleźć przyjaciół, takich jak ja w swoim mieście, więc rozejrzałem się w internecie za ogłoszeniami.Nie było ich rzecz jasna dużo , ale wybrałem kilka , rozesłałem wiadomości głównie na GG z prośbą o odzew.7 października napisałem do chłopaka o imieniu Damian.Nie liczyłem na odpowiedź, bo z jego opisu wyglądało, że mu się nie spodobam.Miałem za dużo lat , a mu chodziło głównie o sex.Ale napisałem.Już po kilku minutach mi odpowiedział.Okazało się, że był akurat wtedy przy komputerze.Poklikaliśmy sobie.Rozmowa się nie układała za bardzo, był małomówny, pewnie ostrożny , ale poprosił mnie o zdjęcie.Przesłałem mu, on się zrewanżował tym samym.Spytał tylko czego od niego oczekuję.Odpowiedziałem, że znajomości, bez żadnych podtekstów seksualnych .Przez następnych kilkanaście dni tak sobie klikaliśmy, było opornie.W końcu 27 października spotkaliśmy się.Zrobił na mnie wrażenie !Był inny niż przez komputer.Owszem przystojniejszy, ale przede wszystkim sympatyczniejszy.Z miejsca go polubiłem .Tego dnia i on się otworzył na mnie.Nie bronił dostępu do informacji o sobie, widocznie uznał, że jestem w porządku.Spotykaliśmy się potem niemal codziennie, bywałem u niego, on u mnie.Poznawaliśmy się.Ja go coraz bardziej lubiłem, on mnie też .Myślałem o nim z coraz to większą intensywnością, zaczął przesłaniać mi innych ludzi i pracę.Zastanawiałem się co robi w danej chwili, jak się czuje, gdy chorował, czy udało mu się rozwiązać problemy które piętrzyły się przed nim.Cieszyłem się na kolejne spotkania z nim, smuciłem, gdy się one kończyły.Chciałem spędzać z nim czas, być przy nim nawet jeśli oznaczało to tylko wspólne oglądanie filmu .Uwielbiałem patrzeć na niego zwłaszcza, gdy leżał bezbronny jak dziecko w łóżku .Ma on i swoje ciemne strony, o tych dzisiaj nie powiem, ale i one dodają mu jakiegoś uroku.
9 listopada przesłał mi swoje pikantne zdjęcia, po części,bo go oto prosiłem,ale myślę,że chciał też sprawdzić moją reakcję na jego nagość.Podobało mi się!11 listopada doszło między nami do seksu oralnego.Przekroczyliśmy barierę której mieliśmy nie przekraczać.Damian powtarzał, że nie łączy sexu z przyjaźnią.I słusznie.Od tego momentu wiedziałem,że jest mi wyjątkowo bliski.Boleśnie uświadomiłem to sobie kilka dni później.
Podczas naszej krótkiej znajomości Damian stracił pracę.Był zmuszony szukać nowej.Niestety w sezonie jesienno-zimowym o pracę trudno, zwłaszcza w Suwałkach.Przez krótką chwilę popracował na budowie, ale to nie było dla niego, tak przynajmniej mówił, i ja nawet mu wierzę, bo praca to ciężka, a on jest drobnej budowy, więc zrezygnował z niej.Przez internet poznał pewnego gościa, który z kolei zapoznał go z jeszcze innym z Niemiec.Dowiedział się w ten sposób o możliwości podjęcia tam pracy.Damian jest w gorącej wodzie kąpany.Nie myśli.Działa.Złożył podanie, które na moje nieszczęście zostało przyjęte.Był to jeden z najtrudniejszych tygodni w moim życiu. Wszystko potoczyło się tak szybko.W poniedziałek już wiedział, że pojedzie .We wtorek większą część dnia zbierał odpowiednie dokumenty, robił badania, kupił euro, bilet.Wieczorem się spotkaliśmy.W środę rano wyjechał.Byłem załamany .Odniosłem wrażenie , że świat mi się wali.Nie wiedziałem jak przetrwam, nie chciałem, żeby jechał.To był okres intensywnego smutku i płaczu.Nie pomagały słowa Damiana , że wróci, bo miało to być najwcześniej za dwa miesiące, nawet trzy.I to tylko na chwilę.Jego sporadyczne telefony z Niemiec, wiadomości na Gadu Gadu, nie wprawiały mnie w lepszy nastrój.Było mi bardzo źle.W końcu poznałem go ledwie 27 października, a 19 listopada już wyjechał .Wszystko potoczyło się tak szybko.Bałem się , że go już nigdy nie zobaczę .
Gdy przyjechał do Niemiec rzeczywistość okazała się jednak nie taka kolorowa jak sądził.Warunki lokalowe , prawie polowe, 10 ludzi w mieszkaniu, brak prywatności, praca ciężka, a najgorszy był fakt braku transportu z mieszkania do pracy i z powrotem.O to firma się nie zatroszczyła, a on tego nie sprawdził przed wyjazdem.A było o co, bo do firmy ma prawie 16 km!.Już pierwszego dnia chciał uciekać.Powstrzymał go znajomy, ten który pomagał mu w załatwieniu pracy.Postanowił zostać, spróbować, zwłaszcza, że miał zarobić nawet 1500 euro, a koszty utrzymania miały wynieść około 200.Wkrótce miał transport, bo pojawił się nowy pracownik z autem, który mieszkał piętro niżej od niego.Sytuacja się więc normowała.Damian snuł plany .Chciał nawet, żebym do niego przyjechał.
Pojawiła się kwestia naszych relacji.Nie wiedziałem po co miałbym tam jechać.Mówił o większych możliwościach , lepszych pieniądzach itp.Wszystko to mnie nie interesowało.Tak mu powiedziałem i dodałem, czy jest inny powód dla którego miałbym to zrobić?Odparł, że tak .Że byłbym z nim.To byłby powód w istocie, jedyny.Tyle , że ja nie wiedziałem co Damian do mnie czuje, poza tym , ze mnie bardzo lubi.Nie wiedziałem na czym stoję.Spytałem go o to.Poprosiłem o przemyślaną odpowiedź.Zrobił to.Zadowoliła mnie ona.Była sobota 29 listopada.W nocy mieliśmy pogadać przez Skype'a.Zasiadłem, przed monitor w poczuciu narodzenia się związku.Oficjalnego.Miało być miło, wesoło.Ale nie było.W trakcie rozmowy Damian powiedział, że brakuje mu pieniędzy, by przetrwać do pierwszej wypłaty.Wcześniej też prosił mnie o przesłanie niewielkiej kwoty 300 zł, mówił, że na jedzenie.Teraz nie prosił.Stwierdził tylko, że sobie poradzi.Spytałem go co zrobił z pieniędzmi, bo w niedzielę miał 160 euro, już nie ma? Do pierwszej pensji powinno mu było wystarczyć.Odparł, że wydał nie potrzebnie 50.Speszył się przy tym.Zaniepokoiło mnie to.Spytałem na co je wydał.Przewidywałem, że na płyty, albo coś w tym rodzaju, bo ma do tego talent.Zaprzeczył.Więc ponowiłem pytanie.Nie chciał powiedzieć, stwierdził tylko, że na nic ważnego i że żałuje, że drugi raz nie zrobi takiej głupoty.Zdenerwował się przy tym.Poprosiłem, aby był ze mną szczery.Ociągając się , starając się obrócić to w coś zabawnego, mało istotnego, powiedział coś o "B''.Nie zrozumiałem, czy nie dosłyszałem, poprosiłem , aby powtórzył.Ponowił na "B", byłem w "B".Co to jest?Spytałem.Burdel, odparł.Nie potrafię opisać co w tym momencie poczułem.Coś podobnego towarzyszyło mi tylko w momencie, gdy dowiedziałem się o śmierci mojej mamy.Patrzyłem na niego z niedowierzaniem, poczuciem klęski, z trudem łapałem oddech, powstrzymywałem drżenie rąk , łez nie mogłem wstrzymać.....Nie miałem ochoty kontynuować rozmowy, a nie miałem odwagi jej przerwać, więc zamilkłem.Próbował mnie zagadywać,rozśmieszać pocieszać , usprawiedliwiał się.Na nic. Powiedział, że jest mu przykro, że zrobił coś bardzo głupiego, ale też dodał , że jeszcze wtedy nie byliśmy razem.Tu miał rację.W jakimś momencie pisał ze znajomym na GG z Trójmiasta, przesłał mi jej fragment w którym mówi o mnie jako o swoim chłopaku.Mimo, to humor mi nie wrócił, musiałem się oswoić z tą myślą.Przerwaliśmy rozmowę, dokończyliśmy ją następnego dnia w niedzielę.
Wtedy było lepiej.Zamknęliśmy tamten rozdział.
W poniedziałek Damian miał iść do pracy, na 4 rano.Pojechał, ale kazano mu przyjść na popołudnie, czyli na 16.Zdenerwował się, nie miał czym wrócić do domu.Zadzwonił do mnie, gdy w końcu tam dotarł dzięki pomocy wspomnianemu znajomemu.To wydarzenie wyprowadziło go z równowagi.Miał dość.Wyczułem to więc zaproponowałem, aby wracał do Polski.Sprawdziłem rozkład jazdy, by mógł to zrobić jeszcze tego samego dnia.Kupiłem mu bilet.Wieczorem był już w drodze Następnego dnia dotarł do Suwałk. Wyszedłem po niego na dworzec, pomogłem mu zabrać się do domu.
Cały Damian, nigdy nie usiedzi w jednym miejscu dłuższej chwili, cały czas gdzieś go rzuca.Tak jakby nie wiedział, gdzie zapuścić korzenie.Wiedziałem, że jego powrót dostarczy mi sporo zmartwień, ale cieszyłem się , że mam go znowu przy sobie.Postanowiłem czerpać radość z każdej chwili z nim spędzonej.W przyszłość patrzyłem z obawą, ale teraźniejszość zasłaniała mi ją.Nie chciałem martwić się na zapas.Chciałem kochać.Ale czy to oznacza, że się zakochałem.Jeśli nawet, to czy to uczucie ma szansę na powodzenie?Ale o tym innym razem.
Cały Damian, nigdy nie usiedzi w jednym miejscu dłuższej chwili, cały czas gdzieś go rzuca.Tak jakby nie wiedział, gdzie zapuścić korzenie.Wiedziałem, że jego powrót dostarczy mi sporo zmartwień, ale cieszyłem się , że mam go znowu przy sobie.Postanowiłem czerpać radość z każdej chwili z nim spędzonej.W przyszłość patrzyłem z obawą, ale teraźniejszość zasłaniała mi ją.Nie chciałem martwić się na zapas.Chciałem kochać.Ale czy to oznacza, że się zakochałem.Jeśli nawet, to czy to uczucie ma szansę na powodzenie?Ale o tym innym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz